Prawo prasowe bezwzgędnie wymaga zmiany, ale nie z powodu za mało surowych kary dla mediów. Wbrew twierdzeniom polityków sankcji w odziedziczonym po PRLu prawie nie brakuje. Zmiany są konieczne, bo prawo nie przystaje do obecnych czasów. Nie uwzględnia rozwoju mediów. Jest nafaszerowane sprzecznymi i na wpół martwymi zapisami. Nie przystaje do innych pokrewnych przepisów (przede wszystkich do ustawy o dostępie do informacji). Jeśli brakuje kar, to raczej dla osób publicznych i instytucji – za celowe przekazywanie błędnych informacji (praktyka coraz częstsza) lub za świadome nie przekazywanie informacji o sprawach natury publicznej (jeszcze częstsze).
Niestety, kierunek zmian ma być inny. Pracujący w mediach zwolennicy IV RP mają bardzo gorzką pigułkę do przełknięcia. PiS sprzedał nas, dziennikarzy koalicjantowi w zamian za powstrzymanie się przez niego przed podsycaniem pielegniarskich protestów. Nowe prawo prasowe ma przygotować partia, która w parlamencie poszczycić się może najwyższym odsetkiem skazanych, zasiadających na ławach oskarżonych i będących negatywnymi bohaterami afer. Samoobrona ustami Leppera zapowiedziała przygotowanie projektu już na przyszły tydzień. Działa błyskawicznie. Z poczuciem misji. Z planami gigantycznych sankcji i pomysłami na kneble finansowe.
Pozwolić tworzyć prawo prasowe politykom nienawidzącym dziennikarzy to tak, jakby pedofila zatrudnić się w przedszkolu lub szatanowi dać do pisania ewangelię. Skutki będą równie opłakane…