Wmawianie przez Marcina Libickiego i jego kilku zwolenników, że nie umieszczenie go przez jego partię na liście do PE to efekt publikacji „Polski – Głosu Wielkopolskiego” to – jak twierdzą członkowie PiS – jawne obrażanie Jarosława Kaczyńskiego i zarządu partii. Kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości jest przyzwyczajone do krytycznych publikacji i bardzo dobrze na nie uodpornione. Standardem jest, że PiS nie reaguje pochopnie, a zwykle nie reaguje wcale. Jeśli Marcin Libicki stracił poparcie swojego ugrupowania to nie z powodu takiego, czy innego artykułu…
O spadku do zera notowań Libickiego w kierownictwie partii zdecydowały różne czynniki. Jednym z nich była obrona polityka przed ujawnionymi w katalogu IPN informacjami o kontaktach z SB przy użyciu metod stosowanych przez osoby dalekie od idei prolustracyjnego PiS (nie podpisywałem, nie pamiętam itp.). Nie dodało Libickiemu punktów opieranie się na opiniach osób, którzy nie są autorytetami w badaniach historycznych dotyczących lustracji. Bez wątpienia nie dodało wiarygodności (a wręcz przeciwnie) zleconym przez syna polityka opiniom zarzucanie w jednej z nich przez historyka, że publikacje o eurpośle inspirowały „służby obcych państw”. Przede wszystkim zdecydowało jednak co innego.
Jeszcze niedawno Libicki miał we władzach PiS wiele nastawionych do niego przychylnie osób. Dlatego dawano mu szanse. Mówi się, że już dawno proponowano poznańskiemu politykowi różne wyjścia z twarzą. Jednym miało być przyznanie się do błędu młodości w kontaktach z SB, co zostało by mu szybko wybaczone i otwierało drogę do PE. Podobno niedawno otrzymał także propozycję przejścia na czasową emeryturę – do rozstrzygnięcia spraw lustracyjnych. Jak widać nie skorzystał z tych opcji. Wybrał najgorszą z możliwych dróg. Taką, jaka gubiła wcześniej nawet członków PiS o znacznie silniejszych notowaniach m.in. Dorna -Marcin Libicki poszedł na konfrontację z kierownictwem własnej partii. Grożenie odejściem z partii przed i w trakcie obrad komitetu politycznego PiS jego członkowie potraktowali jak agresywny nacisk, szantaż. Szeregi zwolenników europosła stopniały, bo w takiej sytuacji stopnieć musiały…
Kiedy zapadła niemiła dla niego decyzja Marcin Libicki mógł zachować się z klasą. A postąpił w stylu (paląc mosty i zabierając zabawki = odchodząc wraz ze swoimi kilkoma zwolennikami), który potwierdził zastrzeżenia kierownictwa PiS…
PS. Nie sądzę by odejście grupki Libickiego było końcem PiS w Poznaniu. Przeciwnie, to duża szansa na nowe otwarcie dla tej partii. Może wrócą do PiS ludzie wyeliminowani lub zniechęceni przez ekipę europosła z powodu swoich zdolności, charakteru i niezależności? Może wreszcie poznański PiS będzie taką opozycją, która patrzy władzy na ręce?
PS 2. Dostałem sporo gratulacji od osób związanych z PiS za zajmowanie sie przeszłością polityka. Część z nich kończyła się ostrzeżeniami, żebym liczył się z zemstą za dociekliwość.
O wczorajszej skandalicznej konferencji w poznańskim biurze Marcina Libickiego tutaj i tutaj