Lepiej 1,5 roku później niż wcale. Ks. Adam Boniecki wreszcie zdecydował się opublikować wywiad z ks. Mieczysławem Malińskim. Był autoryzowany, a mimo to trafił do szuflady. Na prośbę rozmówcy – chociaż nie przewiduje takich sytuacji prawo prasowe i kanony pracy dziennikarskiej, które obejmują przecież także „Tygodnik Powszechny”. Ks. Boniecki (którego nie cenię za bezkrytyczność wobec kontrowersyjnych zachowań kardynała Dziwisza) zapłacił cenę za swoją spolegliwość wobec agenta Delty. Półtorej roku leżakowania wywiadu w szufladzie naczelnego „TP” ks. Maliński wykorzystał, by przejść do medialnej kontrofensywy – napisać biografię, w której broni się (=wykręca) z niewygodnych faktów w życiorysie. I pewnie, gdyby w swojej „hagiografii” donosiciel nie wytknął ks. Bonieckiemu faktu przeprowadzenia z nim wywiadu – pewnie jego treści nie poznalibyśmy do dzisiaj. A warto, bo autor dziesiątek zalegających w katolickich księgarniach książek pokazał w nim coś głęboko skrywanego: albo swoją prawdziwą twarz, albo nieznany fragment funkcjonowania Kościoła katolickiego za czasów PRL.
Ks. Maliński twierdzi w wywiadzie, że Jan Paweł II (jeszcze jako kardynał Wojtyła), dobrze wiedział o jego częstych kontaktach z SB i akceptował je. Jeśli mówi prawdę – pokazuje nieznaną, obcą, trudną powszechnie do zaakceptowania postawę Karola Wojtyły. Jeśli kłamie – plugawi imię Jana Pawła II. Jestem bardzo ciekawy, jak skomentują wypowiedzi ks. Malińskiego koledzy dziennikarze z mediów katolickich. Stawiam, że przejdą nad tym do porządku dziennego, przemilczą…