Prawda bez znaczenia

„Powszechny dostęp do wszystkich danych zgromadzonych w IPN, łącznie ze sferą intymną i obyczajową, byłby deptaniem ludzkiej godności i prawa do prywatności” – powiedział abp Kazimierz Nycz w rozmowie z „Wprost”. Metropolita warszawski wskazuje także kościelne komisje historyczne jako wzór rozwiązywania kwestii lustracyjnych. Jako chrześcijanina i człowieka w miarę obeznanego z archiwalnymi pozostałościami po SB obie wypowiedzi mnie równie szokują, co zasmucają.

Szermowanie argumentem prywatności to jedna z metod walki z ujawnianiem przeszłości. Archiwa SB są niemal w całości wyprane ze dokumentów natury intymnej. Akta współpracy osób duchownych zostały dobrze wyczyszczone (jeszcze przez SB) z materiałów dowodowych. Nie ma kopii korespondencji z kochankami, zapisów podsłuchanych rozmów o charakterze intymnym. W teczkach, w charakterystykach agentów, są co najwyżej zdawkowe informacje o aktywności seksualnej duchownych czy też ich preferencjach seksualnych (przykład: akta współpracy o. Hejmo czy abp. Wielgusa). Nieporównanie więcej niż jest w teczkach SB, wiedzą na ten delikatny temat bliscy dawnych agentów w sutannach, gosposie proboszczów, świeccy pracownicy instytucji kościelnych oraz – przede wszystkim – ich kościelni przełożeni…

Co zaś sie tyczy kościelnych komisji historycznych to nie rozwiązują one problemów związanych z niechlubną przeszłością kogokolwiek. Nie publikują wyników swoich prac, nie są pośrednikami między donosicielami, a ich ofiarami. Ich zasadniczym celem nie jest wyzwalająca prawda, o której mówił Chrystus, tylko sprawdzenia, co w archiwach pozostało i unikanie dzięki temu kolejnych skandali…