18.000 zł za rok internowania, 6.500 zł za 68 dni , 1.500 zł za miesiąc, 1500 za 19 dni, 3.500 zł za 13 dni, 2.000 zł za 14 dni – takie zadośćuczynienia otrzymują represjonowani w stanie wojennym. Trudno znaleźć w tym logikę, jeszcze trudniej sprawiedliwość. Przyjmując, że rekompensata może wynieść maksymalnie 25.000 zł sądy tworzą doraźne kryteria oceny patriotyzmu. Wielu internowanych obserwując procesy kolegów rezygnuje z ubiegania się o odszkodowanie. Słysząc jak mimo oczywistych, urzędowych dowodów represjonowania muszą dowodzić na salach rozpraw, że przebywanie za kratami nie było wczasami…
Ustawa przyznająca zadośćuczynienie represjonowanym jest nie tylko bezduszna, ale ma także istotne luki. Kiedy nowelizowano ją w ubiegłym roku zakładano, że IPN opublikuje katalog tajnych współpracowników. Po tym jak Trybunał Konstytucyjny zakazał jego stworzenia zniknęła szansa na łatwe stwierdzenie, kto był TW. Ustawa nie zobowiązuje sądu do wystąpienie do IPN o sprawdzenie, czy ubiegający się o odszkodowanie nie był agentem. Minister sprawiedliwości nie widzi potrzeby uszczelnienia ustawy, by zamknąć agentom drogę do rekompensat przysługującym byłym opozycjonistom. A ci korzystają z tej możliwości – jak ostatnio TW „Maksymilian” (Jan Kajkowski).
Bezprawnie przetrzymywani w więzieniach zapłacili już wysoką cenę w okresie PRL. Teraz płacą po raz drugi – odbieraniem godności w sądach i pomniejszaniem obywatelskiej odwagi poprzez zrównywanie ich praw z ludźmi, którzy na nich donosili.