„Gazeta Wyborcza” konsekwentnie kontynuuje swoje dzieło w sprawie śledztwa dotyczącego zabójstwa Jarosława Ziętary. Dzieło to jest zbieżne z marzeniami i dążeniami osób, które bardzo chciałyby, aby z prokuratorskiego postępowania w sprawie zbrodni na dziennikarzu nic nie wyszło.
Jako dziennikarz, kolega Jarka i przedstawiciel Komitetu Społecznego „Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary” nie znajduję dla takiego postępowania kolegów z „Gazety Wyborczej” żadnego usprawiedliwienia. Mimo wszystko staram się jednak wciąż wierzyć, że autorzy szkodzących śledztwu publikacji są nieświadomi tego, co robią publikując okraszone spekulacjami i dywagacjami przecieki pochodzące (nie mam co do tego żadnych wątpliwości) od tych, którym na wyjaśnieniu zabójstwa dziennikarza w żadnym wypadku nie zależy, a wręcz przeciwnie.
Przy okazji wielki szacunek dla tych wszystkich dziennikarzy z innych mediów, którzy mimo otrzymywania informacji o podobnym charakterze jak „Gazeta Wyborcza” nie upubliczniają ich, uznając za priorytet powodzenie śledztwa w sprawie zabójstwa Jarka, a nie wyścig na brudne newsy.
PS. Dodatkowo komentarz do, akurat nie utrudniających śledztwa, ale rażąco sprzecznych z faktami, a w jednym przypadku podłych sformułowań w artykule Sprawa Ziętary. Polowanie na ”Księcia’’ (Duży Format, autorzy Marcin Kącki, Wojciech Czuchonowski, Piotr Żytnicki):
- „Dlaczego UOP w Poznaniu zaprzeczał dziennikarzom, że próbował werbować Ziętarę? Przyczyna może być prozaiczna. Chodziło o wywiad, a jego akta znajdują się w Warszawie.”
Nie wierzę, że koledzy z „Gazety Wyborczej” nie odrobili elementarnych lekcji w sprawie zabójstwa Ziętary i nie wiedzą o piśmie Jerzego Zimowskiego, podsekretarza stanu w MSW, który w latach 90. w oparciu o wiedzę na szczeblach kierowniczych UOP poinformował poznańską prokuraturę, że UOP nigdy Ziętara się interesował, nie zamierzał go zatrudnić itp. Zastanawia mnie z jakich to powodów autorzy publikacji tak starają się być rzecznikami nieistniejącego UOP-u i próbują deprecjonować wpływ służb specjalnych na fiasko poznańskiego śledztwa.
- „We „Wprost” próbował sił jako dziennikarz śledczy, ale miał problemy z weryfikowaniem źródeł. Redakcja musiała przepraszać bohatera jego tekstu. Ziętara po tej wpadce po prostu nie przyszedł już tam do pracy.”
Sprzeczne z faktami i wyjątkowo podłe stwierdzenia na temat Jarka Ziętary. Wprost nie musiało nikogo przepraszać w związku z jego artykułem. Kierownictwo Wprost opublikowało przeprosiny i sprostowanie bez rozmowy z autorem, bez zapytania Jarka czy ma dowody na to, co napisał (a dowody te posiadał). Kłamstwem jest także, że Jarek Ziętara nie przyszedł już do pracy we Wprost. Przyszedł i złożył wypowiedzenie prostestując przeciwko takiej, sprzecznej z zasadami, postawie ówczesnego kierownictwa Wprost. Wstrząsnęła ona nim do tego stopnia, że zastanawiał się, czy w ogóle nie zrezygnować z pracy w zawodzie dziennikarza.