Nic tak nie irytuje dziennikarza, jak przedmiotowe potraktowanie przez kolegów po fachu. „Gazeta Współczesna” zamieściła dzisiaj artykuł sprowadzający sprawę bliskich kontaktów biskupa Stanisława Stefanka z bezpieką do mojego wymysłu, hipotezy. Wysłałem do białostockiego dziennika sprostowanie (ciekaw jestem, kiedy się ukaże), ale i tutaj chciałbym podkreślić, że nie udzieliłem w rozmowie z dziennikarką „Współczesnej” opublikowanej jako puenta artykułu wypowiedzi o treści: „Być może wtedy dotrzemy do dokumentów, które potwierdzą lub zaprzeczą dzisiejszym hipotezom”. Wynika z tego, że sam wątpię w to, co napisałem. To wzięte z sufitu i przypisane mi zdanie idealnie pasuje do artykułu deprecjonującego moją wielomiesięczną pracę. Tymczasem gdybym nie był przekonany, że bp Stefanek przekroczył w swoich kontaktach z SB bezpieczne granice, nigdy nie powstałaby publikacja na ich temat.
Niestety, nieporównywalnie paskudniej postąpiła publiczna TVP3 Białystok, która wyprodukowała absurdalny paszkwil. Zarzucono mi dezawuowanie dorobku biskupa w oparciu o „wygrzebanie czegoś z IPN”. Tymczasem nie oceniałem w żaden sposób dokonań działalności bohatera artykułu jako biskupa. Co zaś się tyczy grzebania w IPN to moja praca, trwająca ponad dwa lata tylko w pewnym stopniu opierała się na dokumentacji w IPN. Zachowane dokumenty nie były też ani przyczynkiem do zbadania sprawy, ani też jedynym źródłem wiedzy. Nie dosyć tego, rzekomo w oparciu o artykułu wyciagnięto wniosek, że biskup… zaprzecza swoim kontaktom z SB. Jest zaś dokładnie odwrotnie – hierarcha przyznał się do nich, a po publikacji nie udziela wypowiedzi mediom. Mam wrażenie, że dziennikarz z TVP3 Białystok tworząc tą karkołomną figurę nie zadał sobie nawet trudu, by przeczytać mój artykuł… Oba białostockie media przypisały mi także stwierdzenie, którego nigdzie nie użyłem – że bp Stefanek to TW Staszek.
Przy tej okazji daję plus wielkopolskiemu wydaniu „Gazety Wyborczej” (to moja pierwsza pochwała dla „GW”), które dzień wcześniej podjęło temat bp Stefanka. W artykule tego nie pałającego miłością do odkrywania przeszłości dziennika widać staranność w przedstawieniu problemu.