Dyscyplina narodowa: jeźdźcy śmierci

W niedzielę, w którą pod Grenoble rozbił się polski autokar jechałem służbowo na drugi koniec Polski. Miałem do przejechania prawie pięćset kilometrów drogami krajowymi (niestety, nie autostradami) i lokalnymi. Spieszyłem się, by nie wpaść w popołudniową fazę weekendowych powrotów. Dlatego na poszczególnych odcinkach trasy jechałem cały czas z maksymalną dozwoloną szybkością. Ile samochodów udało mi się wyprzedzić? Taki quiz zrobiłem po powrocie wśród krewnych i znajomych. Padały różne liczby: 10, 20, 50, jeszcze wiecęj? Nikt nie podał prawidłowej odpowiedzi. Tymczasem wyprzedziłem JEDEN samochód. Za to wielokrotnie ponaglano mnie do przekroczenia dozwolonej prędkości podjeżdżając pod zderzak, migając światłami, pokazując jakim jestem idiotą…

Jak wyliczyła francuska policja, polski kierowca autokaru zlekceważył  jedenaście znaków zakazu wjazdu dla autobusów oraz podobną liczbę ograniczeń prędkości. Wracając następnego dnia do Poznania czułem się schizofrenicznie słysząc w radio informacje o prawdopodobnych przyczynach tragedii we Francji: „pilotka kazała kierowcy jechać tą trasą”, „zawiniły hamulce”, „to pielgrzymi chcieli zobaczyć trasę Napoleona”, „feralną drogę wybrał GPS”. Jakoś nie wierzę, że produkujący te absurdalne newsy koledzy dziennikarze nie znają elementarnej zasady ruchu drogowego, że za łamanie zakazów odpowiedzialny jest kierujący pojazdem, a nie GPS, czy pilot. Nie znają, czy też są takimi kierowcami, jacy mijali mnie na trasie pędząc na złamanie karku, ryzykując bezpieczeństwo innych i zabiając (na „mojej” trasie tego dnia zginęły 3 osoby, a kilka zostało rannych)?

Obawiam się, że tragedie takie jak w Grenoble nic nas nie nauczą, jeśli my, dziennikarze będziemy szukali przy takich okazjach alibi dla śmiertelnie niebezpiecznych zachowań…

PS. Temat na drugi quiz: na ile patroli policyjnych natrafiłem po drodze? Nie było żadnego. Wariatów drogowych na odcinku 500 kilometrów pilnowały w sumie trzy… atrapy radiowozów. Raj dla wariatów drogowych. Policyjne samochody widziałem tylko zaparkowane pod komisariatami i komendami, które mijałem po drodze. Nie winię za to policjantów. Nie będą prewencyjnie patrolować dróg, póki mają tak małe limity paliwa, że starcza im ledwie na wyjazdy interwencyjne. Tymczasem państwo kupuje policjantom nowe pistolety (gdy realnie broń używa zaledwie 2-5% policjantów) zamiast przeznaczyć więcej na paliwo dla radiowozów