Niedługo wejdzie w życie „mała nowelizacja” ustawy o IPN. Dobrze, że jest, ale wiele brakuje do uznania, że zapewni ona mediom i badaczom szeroki dostęp do zasobów archiwalnych. Cieszy wprowadzie, że po zablokowaniu nam wglądu w akta przez Trybunał Konstytucyjny dobrze, że znaleziono w miarę szybko sposób na absurdalny zakaz. Cieszyć się trzeba także z tego, że upadł pomysł wprowadzenia dodatkowej odpowiedzialności karnej (istnieje już cywilna) za ujawnianie… jawnych materiałów archiwalnych. Mimo to pozostaje duży niedosyt.
Po wejściu nowelizacji m. in. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski nie będzie mógł prowadzić dalszych badań (co zapewne bardzo ucieszy wielu jest przeciwników, w tym dostojników Kościoła). Nie jest on pracownikiem naukowym, nie ma etatu w żadnej instytucji naukowej zatem nie będzie mógł dołączyć do wniosku odpowiedniej, koniecznej rekomendacji. W takiej samej sytuacji znajdzie się każdy inny badacz nie będący „koncesjonowanym” naukowcem np. członek organizacji podziemnej opisujący jej historię.
Znaczne ograniczenie dotyczy dziennikarzy. Warunkiem akceptacji wniosku o wgląd w dokumenty archiwalne będzie rekomendacja wydawcy lub redaktora naczelnego. Zatem nie posiadający szefów wolni strzelcy (dziennikarze freelencerzy i obywatelscy) – których w Polsce jest coraz więcej – nie mają co marzyć o korzystaniu z IPN w trybie dziennikarskim. Co więcej, takie ograniczenie dotknie również znaczną część etatowych żurnalistów. Sporo jest tytułów, których szefowie unikają IPN jak ognia i nie można z ich strony liczyć na uzyskanie rekomendacji. Sam pracowałem przez jakiś czas w ogólnopolskim dzienniku, w którym wyraźnie poinformowano mnie, że mam zapomnieć o korzystaniu z archiwów, bo tematy z nimi związane nie są mile widziane…
Reglamentacja dziennikarzy to pomysł powszechnie akceptowany przez polityków, którzy wychodzą z założenia, że im nas będzie mniej w czytelniach IPN, tym dla nich lepiej, bo mniej brudów wyjdzie na jaw (inna przykra sprawa, że organizacje dziennikarskie milcząco ten stan akceptują). Wiadomo też komu mogą podziękować za zablokowanie „Isakowicze-Zalescy” – to sam marszałek Sejmu, Ludwik Dorn zgłosił autopoprawką odsiewającą wszystkich badaczy niezależnych z kręgu otrzymujących zgody na wgląd w archiwa.
Nie ma się co łudzić. Dostęp do archiwów będzie, ale nadal nie ma mowy o wolnym dostępie. Jest on jak za „starej” ustawy IPN wciąż reglamentowany – zarówno dla dziennikarzy jak i badaczy. I chociaż to nie jest najlepsza wiadomość to pociesza mnie przeczucie, że chyba i tak nigdy drzwi do archiwów SB nie zostaną otwarte szerzej niż obecnie…
W pełni się zgadzam. Cieszę się, że to napisałeś i jakoś nie dziwię się, że inni o tym milczą.
Od dawna wiem i mówię, że nas pismaków nikt nie pożałuje. My sami także – prędzej zagryziemy się niż staniemy w obronie kolegów po fachu. Jak jeszcze jakas fajna klatka z kamerami online stanie to można chwilę posiedzieć dla wzmianki w „Pressie”, ale jak trzeba do swoich szefów uderzyć i stanąć oko w oko w obronie kolegów po fachu – to już gorzej.
Więc politykom, że robią z nami co chcą (czy w sprawie IPN czy innej) nie dziwie się wcale. Dziwce trzeba zapłacić, aby z niej skorzystać, dziennikarzy można wykorzystać zupełnie gratis !!
No to Dorn ma teraz za załatwienie ks. Isakowicza odpust zupełny u Dziwiszów i innych Pieronków :) :)