Do chóru obrońców biskupa, w którym pierwszy skrzypce grają „Nasz Dziennik” i „Radio Maryja” przyłączył dzisiaj „Dziennik”. Stało się to zresztą w podobnym jak wcześniej stylu. Autor krytyki nie zwrócił się do mnie z pytaniem o stanowisko, wyjaśnienie. A rozstrzeliwując nie zadał sobie nawet trudu przeczytania artykułów, za które mnie zaocznie skazał. Dobitnie świadczy o tym już sam lead, cyt. „Z raportu Kościelnej Komisji Historycznej wynika, że bp Stanisław Stefanek nie był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB – dowiedział się DZIENNIK”. Tymczasem gdyby kolega z „Dziennika” czytał mój artykuł, wiedziałby, że już 10 dni wcześniej (w krytykowanej przez niego publikacji) informowałem, że Kościelna Komisja stwierdziła, że biskupa Stefanka nie ma na liście TW.
Równie absurdalne i dowodzące nieznajomości mojej publikacji jest stwierdzenie, że powołałem się na cyt. „materiały IPN dotyczące zgromadzenia, a także na informacje uzyskane od byłych esbeków”. To wspaniałe argumenty do udowodnienia, że biskup nie miał kontaktów z SB. SBekom przecież nikt nie wierzy, a Kościelna Komisja stwierdziła, ze dokumentów nie ma. Tymczasem te pięknie brzmiące zarzuty pochodzą z sufitu. Pisząc o bp Stefanku nie oparłem się na wypowiedziach SBeków. Ich podsłuchana rozmowa była jedynie przyczynkiem do zajęcia się sprawą. Zresztą od tej rozmowy minęły ponad 2 lata, w czasie których przeprowadziłem żmudne śledztwo dziennikarskie. Nie opierałem się także w zasadniczej mierze na dokumentach z IPN. Stanowią one uzupełnienie, dodają wiarygodności innym ustaleniom. W zasadniczej części natomiast pisząc o tym, że bp Stefanek przekroczył bezpieczne granice kontaktów z SB opierałem się głównie na wypowiedziach samego biskupa, co już dziennikarzowi przez usta nie przeszło (bo może o tym nawet nie wiedział – czytając tylko omówienia mojego artykułu skrzętnie pomijające ten istotny aspekt). Może to Bogumiłowi Łozińskiemu z „Dz” nie mieści się w głowie, ale duchowny, zapewne przekonany, że jako zaangażowany chrześcijanin o tym nie napiszę, opowiedział mi o swoich rozmowach z kapitanem i pułkownikiem oraz o korzystaniu z pomocy z SB w czasie, gdy zamykano i zabijano ludzi za to, że sprzeciwiali się aparatowi bezpieczeństwa PRL. „Dziennik” pominął także – akurat oparty dobrze na dokumentach – fakt, że zanim został biskupem, ks. Stefanek uczestniczył czynnie w akcji SB, której skutkiem było usunięcie ze zgromadzenia zaangażowanego w działalność opozycyjną nowicjusza…
Te okoliczności już w żadnym wypadku nie pasował do tezy, że teczka biskupa jest czysta. Może jest czysta, a może jest niekompletna? Po sprawie abp Wielgusa, który nawet po znalezieniuw IPN dokumentów współpracy publicznie i solennie zapewniał, że nigdy nie współpracował, trzeba być naiwnym, by tak łatwo jak dziennikarz „Dziennika” rozstrzygać o tak ważnych sprawach. Dodaję przy tym, że sam nie widziałem teczki bp Stefanka. Ale wcale nie dlatego w żadnym z moich artykułów nie stwierdziłem kategorycznie, że był on tajnym współpracownikiem…
i czego się spodziewałeś ? że będą cie głaskać chłopie ?
podpadłeś samej górze, która może więcej niż myślisz. Skombinowanie paru pismaków , którzy napiszą tekst „sponsorowany” po myśli tego czy innego biskupa to żaden problem .Na twoim miejscu ja już bym się pakował..
,,Komisja Kościelna stwierdziła że nie ma go na liście tw”??? A kto sprawdzi komisję ???