Przedstawiamy dowód na niewinność Wałęsy pochwalił się miesięcznik Fokus Historia dowodząc, że „teza o tym, że Lech Wałęsa był aktywnym agentem bezpieki właśnie wali się w gruzy”. Rzekomym koronnym dowodem niewinności ma być notatka SB z 1974 roku mówiąco o tym, że Wałęsa ma antyrządowe poglądy. Jeśli to czegoś dowód, to nie niewinności tylko naiwności. I to nie Wałęsy, tylko Focus Historia…
Osobiście widziałem dziesiątki podobnych i nawet o wiele mocniejszych „dowodów niewinności”. W aktach SB roi się od donosów składanych na osoby, które były gorliwymi, wieloletnimi tajnymi współpracownikami (takimi, po których zostały bezdyskusyjne dowody działalności konfidenckiej). Równie dużo jest notatek z różnych wydziałów SB i MO i instytucji państwowych informujących o antykomunistycznej działalności osób będących agentami.
Osadzeni w strukturach opozycyjnych agenci byli równocześnie celami inwigilacji. Nie ma w tym żadnej sprzeczności. TW nie manifestowali prorządowego nastawienia, bo staliby się niewiarygodni dla otoczenia = byliby nieprzydatnymi współpracownikami. Zresztą wielu TW miała w jakimś stopniu antykomunistyczne poglądy i tym tłumaczyła sobie, że donosząc służy Polsce (pozyskujący agentów SB-ecy mieli w repertuarze dla „patriotów” gadki o konieczności wyeliminowania z opozycji ekstremistów, by władza PRL stała się przyjazna dla społeczeństwa).
Prowadzenie inwigilacji agentów było tym łatwiejsze, że chroniono ich tożsamość, także przed innymi funkcjonariuszami (to rutynowa praktyka wszelkich tajnych służb). Odkąd w PRL zaczęły się ucieczki (także pracowników resortu spraw wewnętrznych) na Zachód (jeszcze w czasach, gdy istniało UB) uścislono wewnętrzne procedury zapobiegające dekonspiracji TW. O tym, kto kryje się pod pseudonimem wiedzieli: oficer prowadzący TW/KO, jego przełożony, kontrolerzy i funkcjonariusz obsługujący kartotekę agentury. Nie wiedzieli jednak inni praconicy SB, nawet pracujący w tym samym wydziale, a co dopiero z innych pionów lub jednostek bezpieki w innych miastach.
W standardowym formularzu dla pracowników SB, w których odpytywali w wydziale „C” (kartoteki, archiwum), czy interesująca ich osoba X jest już tam w jakimś charakterze zarejestrowana były rubryki, w których oficer prowadzący zalecał „C” jakiej odpowiedzi udzielić pytającemu. Miał prawo kłamać. I często decydował, by nie podawać, że X jest już zarejestrowany. To tylko jeden z elementów ochrony TW przed dekonspiracją w ramach resortu.
Stąd ochrona tożsamości agentów prowadziła nawet do zakładania przeciwko nim kwestionariuszy ewidencyjnych – takich samych, jakie prowadzono przeciwko niezłomnym opozycjonistom. Teczki przeciwko TW w niczym nie przeszkadzały w ich działalności. Miały za to wiele zalet – pozwalały kontrolować agenta oraz pomagały sprawdzać wiarygodność jego donosów. Funkcjonariusz prowadzący kwestionariusz nie wiedział, że zajmuje się inwigilacją osoby, która jest osobowym źródłem informacji dla innego SB-eka.
To wszystko wie każda osoba, któraz spędziła choćby kilka godzina na lekturze akt przechowywanych w IPN i pofatygowała się sięgnąć do publikacji na temat zasad funkcjonowania SB. Wyglada na to, że kttoś wyraźnie nie odrobił tych elementarnych lekcji zabierając się obronę Wałęsy w Fokus Historia.
Opublikowana w miesięczniku notatka dowodzi tylko jednego: że SB interesowała się Lechem Wałęsą. W żadnym wypadku nie przesadza jednak o tym, czy był on, czy też nie był tajnym współpracownikiem.
Kto natomiast(nawet pobieżnie)obserwuje wydarzenia ostatnich trzech lat,bez trudu zauważy,że agentem czy w inny sposób skompromitowanym obywatelem zostaje się na życzenie Braci i ich wiernych gnomów-dostaje zadanie Urbański,Kurtyka czy inny na właściwym posterunku obsadzony „swój”i po gościu…!