Pisząc przedmowę do książki „Ściśle tajne” (ukaże się 4 czerwca 2009 roku wraz z Polską Głosem Wielkopolskim) wspomniałem w niej, że kiedy 20 lat temu brałem udział w kampanii wspierającej kandydatów „Solidarności” nie spodziewałem się, że wynik czerwcowych wyborów tak radykalnie wpłynie na losy naszego kraju. Ale stojąc 4 czerwca przed komisją obwodową na Starym Rynku, rozmawiając z pełnymi entuzjazmu ludźmi, nie spodziewałem się jeszcze bardziej tego, że tak szybko sens tych wyborów zostanie zapomniany.
Wyniki sondażu, które publikujemy dziś w Polsce Głosie Wielkopolskim smucą bardziej niż jeden jedyny mandat do Senatu w 1989 roku stracony przez „drużynę Lecha” („S” zdobyła 99 miejsc na 100). Tylko 24 procent pytanych wiedziało, co wydarzyło się 4 czerwca przed 20 laty. Trudno przejść nad tym do porządku dziennego biorąc pod uwagę, że w wyborach do sejmu kontraktowego frekwencja wyniosła aż 62 procent. W żadnych kolejnych wyborach w RP nie brało udziału tak wielu Polaków. Dlaczego zatem doszło do powszechnej amnezji? Nie zdziwiłyby mnie takie wyniki, gdy sondaż przeprowadzono w 2039 roku, 50 lat po wyborach. Naturalne procesy demograficzne, wymiana pokoleń tłumaczyłyby słabe kojarzenie dnia, w którym rozpoczęła się droga do demokracji. Ale w 2009 roku żyje jeszcze większość uczestników czerwcowych wyborów. Wydawałoby się też, że pokolenie, które nie miało wtedy praw wyborczych powinno wiedzę o 4 czerwca wynieść z domu i szkoły… Teoretycznie. Teoria boleśnie przegrała z realiami.
Skąd ten smutny cud niepamięci? Być może wyjaśnienie kryje się w odpowiedzi na inne pytanie tego samego sondażu. Większość (94 procent) pytanych uznało, że największym sukcesem ostatniego 20-lecia są nie demokracja ani nie niepodległość tylko… pełne półki w sklepach. Może 4 czerwca 1989 roku głosowano wcale nie za szansą na demokratyczne zmiany, tylko za nadzieją na poprawę statusu materialnego. To tłumaczyłoby dlaczego kuszący wyborców deficytową wtedy kiełbasą Henryk Stokłosa spektakularnie wygrał z „Solidarnością” batalię o fotel w Senacie. Aż strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby taką samą strategię przyjęli wtedy komuniści. Możliwe, że do dzisiaj nadal pokątnie kupowalibyśmy dolary, wieczorami zamiast sensacyjnych filmów, oglądalibyśmy w telewizji wielogodzinne relacje z plenów i zjazdów PZPR, a tego komentarza nie przeczytałby nikt, bo wstrzymałaby go cenzura…