Watykan to nie tylko stolica Kościoła katolickiego. Nie należy zapominać, że to również ogromna instytucja, w wysokim stopniu zbiurokratyzowana. Życzenia papieża dla obchodzących jubileusze biskupów są wpisane w mechanizm jej funkcjonowania. Otrzymują je hierarchowie na całym świecie. Nie tylko abp. Juliusz Paetz, lecz zapewne także bohaterowie innych kościelnych skandali obyczajowych.
Machina biurokratyczna działa sprawnie. Ktoś przygotowuje wyciągi z biogramów jubilatów, ktoś inny w edytorze tekstu dopasowuje je do grzecznościowych formułek… w końcu stos wydrukowanych życzeń trafia z korespondencją wymagającą podpisu na papieskie biurko. Potrafię zrozumieć jak to się stało, że do abp. Paetza trafiły życzenia wysłane przez Benedykta XVI. Ale trudno mi przyjąć, że główne medium diecezji poświęciło tej sprawie więcej miejsca niż kilka linijek w rubryce informacyjnej. Przedruk życzeń, opatrzenie ich fotografią papieża z abp. Paetzem odbieram jak opowiedzenie się po stronie bohatera skandalu. Nawet jeśli znalazła się obok informacja o przyczynach odejścia arcybiskupa, to nie równoważy ona tego przykrego show.
Przykrego, bo dzieje się to w mieście, w którym przed kilkoma miesiącami zaproszono na rocznicowe uroczystości Wydziału Teologicznego abp. Paetza, który zrezygnował w funkcji metropolity poznańskiego w związku z podejrzeniami o molestowanie kleryków-studentów tegoż wydziału, ale nie zaproszono jego współtwórcy, prof. Tomasza Polaka, który poświęcił swoją kościelną karierę, by bronić kandydatów na duchownych. Szczególnie przykrego, bo doszło do tego show na łamach czasopisma, którego niegdysiejszy naczelny został odsunięty ze stanowiska, kiedy odważył się wystąpić po stronie kleryków…